Wystrojeni w elegancką czerń faceci, ale tym razem również i panie, znów spuszczają łomot galaktycznym kryminalistom, choć czynią to w nudnym stylu. Po blisko dwugodzinnym, pozbawionym energii, pomysłu i polotu filmie aż chciałoby się, by któryś z agentów mignął nam po oczach neutralizatorem i wyczyścił pamięć. “MiB: International” okazał się kosmiczną odyseją donikąd.
Artykuł pochodzi z tej strony.