Piekło jest chyba zbyt płytkie, by dostatecznie głęboko zepchnąć w jego otchłań najnowszy film Neila Marshalla. Z odświeżonego “Hellboya” pożytek mogą mieć jedynie zapaleni miłośnicy kina klasy B, którzy filmowy masochizm utożsamiają z błogą przyjemnością. Inaczej trudno doszukać się sensu w dwugodzinnych torturach. Najlepiej więc w ogóle ich sobie nie fundować.
Artykuł pochodzi z tej strony.